poniedziałek, 25 maja 2009

Juno

Wczoraj wieczorem w ramach nadrabiania zaległości filmowych obejrzeliśmy wreszcie "Juno" młodszego Reitmana (Jason- syn Ivana).
Długo jakoś nie mogliśmy się zdobyć na jego obejrzenie mimo bardzo pozytywnych recenzji (oskar za scenariusz).
Podczas bezowocnych (wówczas) i dołujących starań o potomstwo oglądanie nawet dobrego i dowcipnego filmu o młodocianej matce szukającej przybranych rodziców dla swojego nienarodzonego dziecka nie wydawało nam się kuszącą perspektywą.
Był to czas kiedy nawet niewinny news w dzienniku czy scena w filmie mogła spowodować, że humor siadał a z ciemnego kąta swoimi kaprawymi ślepiami zaczynała łypać lekka (według testu, który zrobiłem sobie w internecie) depresja.
I co?
Cieszę się,że mogliśmy obejrzeć "Juno" teraz, na spokojnie i bez "wartości dodanej".
W moje poczucie humoru film trafił idealnie. A kilka cytatów zapamiętam na długo jak choćby ten, w którym nastolatka proponuje przyszłym rodzicom adopcyjnym:
„Może załatwimy to oldskulowo? Dzieciaka zapakuję do koszyka, puszczę w szuwary i tam wyłowicie swojego Mojżeszka?”.
No i jeszcze niezły tekst o miłości i znajdowaniu "drugiej połówki"-jak twierdzi ojciec głównej bohaterki "ta właściwa osoba do końca życia będzie uważała,że z dupy świeci ci słońce"-cytuję z pamięci więc może być niedokładnie, ale taki był mniej więcej sens.
Naprawdę nie sądziłem , że na taki temat można nakręcić film pełen pozytywnych emocji, bezpretensjonalny-po prostu fajny.
Z kolei ciekawe jakbym go odbierał w okresie po transferze kiedy nic jeszcze nie było wiadomo, przez głowę przelatywały czarne myśli a ja zaczynałem powoli oswajać się z myślą o adopcji. Co, muszę uczciwie przyznać, nie przychodziło mi łatwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz