piątek, 22 maja 2009

O używkach mała refleksja

Dzisiaj wziąłem wolne w pracy i wreszcie mogłem się wyspać. Ta niecodzienna sytuacja wywołała jednak najwyraźniej szok w moim organizmie. Łażę jak mucha w smole . Marzę o mocnej kawie z ekspresu. Tyle,że ten arcynadwrażliwy węch koleżanki małżonki.
No nie jest lekko. Z pewnym smutkiem zauważam, że nie zostały mi już żadne używki. Kawy pić nie mogę, papierosów nigdy nie paliłem (no dobra wypaliłem w życiu jakieś 2 i pół z czego półtora w podstawówce), no i jeszcze ten nieszczęsny alkohol.Jeszcze przed in vitro postanowiłem sobie,że na czas ciąży odstawię alkohol.I teraz jestem konsekwentny. Koleżanka małżonka twierdzi,że to nad wyraz szlachetne z mojej strony, ale powodem takiej decyzji nie była tylko solidarność.
Owszem pomyślałem,że byłoby jej przykro gdybym sam sobie pił pyszne winka do obiadu, strzelał 2 piwka do kolacji, koniaczek do kawki (aaaach ta kawka!) albo ciągnął naleweczkę pigwową na brandy, żeby świat był bardziej kolorowy.
Tyle,że te specjały pewnie stawałyby mi w gardle. I jeszcze kwestia zachcianek-jakoś nie uśmiecha mi się jechanie, po alkoholu, w środku nocy samochodem 15-nastu kilometrów do sklepu całodobowego po ogórki kiszone.
Byłem też prawdę mówiąc ciekawy czy dam radę. Czy aby nie zaczną mi się trząść ręce itd.
No i była jeszcze dodatkowa motywacja-podczas naszych, jakże stresujących, starań o potomstwo postanowiłem w ramach walki o zachowanie zdrowia psychicznego zacząć biegać. Ściągnąłem z neta plan treningowy do maratonu (taki dla średnio zardzewiałych) i w lutym zacząłem biegać. Zaparłem się jak nie ja- bo systematyczność jest ostatnią rzeczą jaką można mi zarzucić. Biegałem z psami o czym jeszcze kiedyś pewnie napiszę bo to kolorowe historie.
W każdym razie alkohol przy intensywnym treningu jak powszechnie wiadomo nie jest wskazany. Wiec był kolejny powód odstawienia. I o dziwo przyszło mi to naprawdę łatwo.
A swoją drogą tzw. "euforia biegacza"-czyli wyrzut endorfin, adrenalinki i paru innych rzeczy robił mi "na głowę" naprawdę dobrze.To wręcz uzależnia. Tyle,że teraz kiedy stres odszedł, w pracy zaczął się cięższy okres i do tego doszły prace w ogrodzie oraz przygotowania do remontu- jakoś nie potrafię zmusić się do biegania. Mam zresztą masakryczny kryzys formy.
A więc ,wracając do meritum, z nałogów mi tylko kawa pozostała. I teraz zły los i tę drobną przyjemność mi odbiera.
Hmmm... ale koleżanka małżonka teraz jeszcze śpi. Może by mi się udało? Jakbym był tak bardzo cichutko, otworzył na całą szerokość okno w kuchni żeby zapach nie rozchodził się po domu?
Aaaaaleeeee kuuuuuuuuusiiiiiiii!

1 komentarz:

  1. :) O rany Ty masz chyba większe zachcianki niż koleżanka-małżonka:)

    Pozdrawiam

    Joanna

    OdpowiedzUsuń