niedziela, 24 maja 2009

Zwycięska bramka

Wczoraj przy okazji dyskusji „mówić czy nie mówić dzieciom,że są z in vitro” dowiedziałem się, że niektórzy mają zdjęcia z mikroiniekcji. Pierwsza myśl-”ale czad!”, ale potem zrobiło mi się trochę markotno. Bo u nas już jest „po ptokach”. A może wystarczyło tylko poprosić i ktoś by tam cyknął fotę aparatem podłączonym do mikroskopu.
No trudno, od wielu miesięcy staram się postępować według zasady „nie będę się przejmował rzeczami i sprawami, na które nie mam żadnego wpływu”.
Zasada ta (oraz wspomniana wcześniej „euforia biegacza”)bardzo mi pomogły przejść przez to wszystko z czym musieliśmy się zmagać.
A jednak fotki szkoooooda. Szkoda podwójna bo i pamiątka fantastyczna i szansa na nią przegapiona i w ogóle.
Mieć takie zdjęcie to tak jakbyśmy mieli własnoręcznie zrobioną fotografię z meczu finałowego mistrzostw świata w piłce nożnej, w którym grała nasza reprezentacja. Co więcej zdjęcie przedstawiające moment strzelenia zwycięskiej bramki.
Skąd takie sportowe porównanie? Zaraz postaram się wytłumaczyć. Tyle,że trochę trudno mi myśli zebrać bo w powietrzu rozchodzi się zapach świeżutkiej kawy- Z EKSPRESU!
Tak, tak- idę po bandzie! Zerwałem się jak tylko otworzyłem oczy i pognałem do kuchni- teraz albo nigdy!Nastawiłem kawę i pootwierałem wszystkie okna.
Ekspres już zaczyna parskać i bulgotać a ja siedzę w cholernym przeciągu i modlę się ,żeby koleżanka małżonka zbyt wcześnie nie wstała. „Ach śpij kochanie nananananana coś tam........”
A wracając do finału mistrzostw świata.
Otóż moja teoria jest prosta. A nawet prymitywna. Niezbyt skomplikowana. I absolutnie nienaukowa. Chociaż opiera się... no dobra, dobra już nie przeciągam :-)))
Mianowicie- przy tradycyjnym zapłodnieniu (po bożemu;-) zwycięzcą Wielkiej Pardubickiej na ogół nie jest najlepszy plemnik tylko najszybszy. Tymczasem podczas tzw. zapłodnienia pozaustrojowego goście z długimi ogonkami, którym tylko jedno w głowie, zostają poddani całkiem niezłej selekcji. Wychodzę więc z założenia, że do gry w finale zostaje wybrany potencjalnie najlepszy. Podobnie sprawa ma się z „pęcherzykami”. Best of the best. Normalnie, płacę i wymagam.
Biorąc pod uwagę,że kryterium szybkości nie odgrywa w tym przypadku specjalnej roli dochodzę do wniosku, że na karierę sportową naszych dzieci nie ma co specjalnie liczyć. Przynajmniej nie w konkurencjach szybkościowych.
Co mnie jako byłego sprintera ciut martwi,ale jakoś to przeżyję.
A skoro o sporcie mowa to wyjaśnijmy sobie jedno -dam w zęby każdemu kto mówi o szachach i brydżu SPORT! W słowniku polskim jest przecież takie słowo jak GRA, które pasuje znacznie lepiej.
No i znowu się zdenerwowałem.
To ja sobie posiedzę i policzę.
1,2,3,4,5,6,7,8,9....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz