czwartek, 21 maja 2009

Boćkowe refleksje

Wieeem damqell, co to jest nasz-bocian :-)) Koleżanka małżonka jest na nim bardzo aktywna. Przy okazji wielkie dzięki dla dziewczyn z "boćka" za wiele miłych słów.
A skoro o boćku mowa to muszę się przyznać, że był moment kiedy doprowadzał mnie do szału. Wściekałem się bo ciągle dowiadywała się tam czegoś nowego -a to ,że niedobór czegoś (lub nadmiar) może mieć zgubny wpływ na coś tam. A jakieś inne wyniki/parametry/działania lub brak działań mogą doprowadzić/wywołać/spowodować coś strasznego.
Niby wiedza potrzebna, ale efekty tego wszystkiego były moim zdaniem toksyczne.
A wierzcie mi koleżanka małżonka martwić się potrafi. Gdyby zamartwianie się było dyscyplina olimpijską to narzekałbym teraz,że w domu się ruszyć nie można bo z szaf wysypują się sterty medali, szafy są wypchane dyplomami a piwnica wycinkami z gazet. Na pocieszenie miałbym pewnie kasę z jej kontraktów reklamowych bo byłaby najbardziej znaną i popularną sportsmenką w Polsce.
No i kasy na in vitro nie musielibyśmy pożyczać po rodzinie. Po prostu moja druga połówka wygrzebałaby z dna torebki drobniaki i położyła na ladzie w klinice. A gdyby się okazało,że jest tego o parę tysi za dużo uśmiechnęłaby się do mnie promienie i powiedziała:
-Weź to sobie kochanie i kup sobie wreszcie nową deskę windsurfingową bo ta twoja już taka niemodna i jej kolor ci do oczu nie pasuje.
A wracając do "boćka" to odszczekuję-to nie on był toksyczny. To my byliśmy w takim masakrycznym dole i stresie.
Wygląda jednak na to,że wychodzimy z wirażu życiowego. Jeszcze nas trochę niesie bokiem, ale zaraz powinna być dłuuuuga prosta.

3 komentarze:

  1. Teraz napiszę w imieniu małża. On też odganiał mnie od boćka w tego samego powodu. Ale dla nas - kobiet przed, w trakcie czy po in vitro - ważne było aby wiedzieć wszystko albo jeszcze więcej. Żal mi tylko było mojego M bo ja nie byłam dla niego oparciem w tamtych chwilach. Za to teraz - jak to ładnie ująłeś - stres odpłynął a on jest dumnym tatuńciem pokazującym wszystkim filmy z kolejnych USG. Współczuję jego kolegom z pracy ;).
    agamala

    OdpowiedzUsuń
  2. to co piszesz to świeta prawda :) chyba kobieca natura tak jest zbudowana, ze musi szukac, doczytywać sie i rozwazac (co w niektórych sytuajcach jest jak najbardziej toksyczne...) a dodatkowo nasi małżowe od czasu do czasu ucierpią na tym - ale jakie sa później wspomnienia, gdy wieczorem siadasz i ogladasz film z usg... widzisz machające raczki i nóżki Waszego potomka tudzież potomków... i wszystko co toksyczne poprostu ulatuje daleko i znika :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze jeden komentarz. Jest też taka fajna strona i portal http://www.blizniaki.net/. Przez pół roku bezpłatnie można korzystać (po rejestracji i zgłoszeniu się do admina) a jest to bank wiedzy o ciąży bliźniaczej i o wychowaniu urwisków. Polecam bo u Was też ciąża dubeltowa prawda?
    agamala

    OdpowiedzUsuń