poniedziałek, 25 maja 2009

Kom-pro-mi-ta-cja !!!

Koleżanka małżonka doszła ostatnio do wniosku iż prawdą jest powiedzenie,że "ciąża odmóżdża". Dyplomatycznie nie przyznawałem jej zbyt skwapliwie racji chociaż zauważyłem, że miewa problemy z koncentracją.
Ale dzisiaj o owych odmóżdżających właściwościach "błogosławionego stanu" przekonałem się bardzo boleśnie.
Praktycznie od zawsze cierpię (czasem naprawdę dosłownie) na jednostkę chorobową, którą sam odkryłem, zdiagnozowałem i nazwałem "patologicznym poziomem empatii".
Chodzi o to, że po prostu nie mogę patrzeć jak komuś lub czemuś dzieje się krzywda. Kiedy widzę jak w telewizji z lubością i wielokrotnie pokazują np. wypadek jakiegoś sportowca, jakąś wyginająca się pod nienaturalnym kątem kończynę to muszę odwracać głowę bo czuję wręcz fizyczny ból. No sorry- taki jestem. Po prostu mi się udziela.
A co to ma wspólnego z ciążą? Otóż parę osób zwróciło mi uwagę,że opowiadając o naszej sytuacji mówię "nasza ciąża", "jesteśmy w ciąży" itd. Wydawało mi się to normalne, ale najwyraźniej standardy są inne.
To, że moja "ciężarówka" delikatnie mówiąc "je sporo" to oczywiste, ale jak sam zauważam ja również zaczynam hmmm... no,... żreć po prostu-nazwijmy rzecz po imieniu.
To niestety nie koniec.
Odmóżdżenie też mi się dzisiaj najwyraźniej udzieliło. I to jak.
Rano pojechałem sobie spokojnie do pracy. Dzień jakich wiele w mojej branży czyli tzw. "praca zrywami". Momenty przestoju (wtedy staram się skrobać posty) na przemian z lekkim "sajgonem".
No i właśnie koło południa zrobiło się trochę nerwowo.Musiałem wykonać szybki interwencyjny telefon. Sięgam więc do kieszeni, wyciągam aparat. Cholera! Jest wyłączony. Musiał się rozładować-myślę. Jednak patrząc na wygaszony ekran przypominam sobie,że przecież wczoraj go ładowałem. Hmmm, może wyłączyłem przez przypadek?-wzruszam ramionami.
Sekundę później dociera do mnie.
Przedmiot, który trzymam w dłoni to owszem telefon. Tyle, że... nie mój.
Zamiast swojej służbowej "komóry" wziąłem służbowy aparat koleżanki małżonki.
Po chwili docierają do mnie wszystkie implikacje tego faktu.To,że, na przykład, mój szef nie może się od rana do mnie dodzwonić to najmniejsze z moich zmartwień.
Koleżanka małżonka baaaardzo źle znosi pozbawienie łączności ze światem. Tymczasem jej komóra jest w tej chwili jedynym modemem za pomocą którego mamy w domu dostęp do internetu. A więc ani zadzwonić ani maila wysłać nie może.
Wyobrażam sobie jak po przebudzeniu włącza kompa a potem zaczyna się rozglądać. Z każdą chwila coraz bardziej nerwowo.
Jest grubo!-myślę i sięgam do drugiej kieszeni, w której noszę stary prywatny telefon. Musiał być wyciszony bo widzę jedno nieodebrane połączenie.
Czemu nie jestem zdziwiony,że wykonane z mojego służbowego fona.
Jeeezzzuuu! Już nie żyję!-całe życie przelatuje mi przed oczami.
O, jest też sms. Z tego samego numeru.
"Ale z ciebie palant" - czytam czułe wyznanie małżonki. Wiem, że to dopiero początek bardzo trudnego popołudnia.

3 komentarze:

  1. Ojoj, to trzymam kciuki, chociaż pewnie lekko nie będzie! Jeżykowa mamo nie bądz okrutna! ps. kartofle dziękują :)
    MM

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba nie było az tak źle? koleżanka małżonka choć jeżykowe humorki ma to na bank wybaczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też tak mam, z tymi pokazywanymi z 20 kamer, w zwolnionym tempie makabrycznymi faulami, upadkami, etc. Skręca mi szyję, a jak nie zdąży to zakrywam oczy rękami. A ostatnio na koniec Faktów pokazano zabawne zdarzenie z skądś tam. Jacyś kolesie się tłukli w parlamencie czy coś, normalnie paru kolesi okładało krzesłami (na szczęście plastikowymi) jakiegoś przeciwnika politycznego. No boki zrywać. Kamil Durczok komentując te obrazki też się uśmiechał (SIC!).

    OdpowiedzUsuń